czwartek, 29 września 2016

JESIENNA CZASOPRZESTRZEŃ

OSTATNI POST PRZED WPADNIĘCIEM W WIR I RUTYNĘ.

Zaraz koniec września i czas do szkoły. Nawet studenci wdychają bo laba się skończyła. W związku z tym, że zdaje sobie sprawę, że czasu będzie mniej niż zwykle na pisanie posta wolę napisać go na zaś. Mimo, że jest Was ciągle mało (a może by tak jakiś konkurs?) ale jak już wspomniałam w jednym z postów bardzo lubię do Was pisać, i porozmawiać sama ze sobą. Niektórzy odbierają październik jako początek jesieni, początek zmian. Należę do takich osób. Jesień to moja ulubiona pora roku. Gdyby nie to, że mam do zrzucenia 20 kg pewnie zmieniłabym jesień na lato. A może i nie ... Nie ważne. W każdym razie ostatnio jak wiecie sporo się pozmieniało. Z dnia na dzień zostawiłam pracę w Lidlu. I nadszedł czas walki o przetrwanie w październiku. Chodzę na rozmowy, nawet po kilka dziennie. Ale zawsze są te dwa tygodnie w których trzeba czekać na odpowiedź, no niestety. Dzisiaj po raz pierwszy pojawiła się iskierka, że coś się zmieni. Że będą finanse, i że będzie to moja praca marzeń. Praca biurowa, ale także oparta na kontakcie z drugim człowiekiem. I nie mówię tu o ubezpieczeniach czy innych pierdołach. Jest szansa na to, że się ułoży.

Wczoraj miałam też chwile na rozmowę z mamą. Powiedziałam jej o szkole i o tym co mi przeszkadza, dlatego jest mi przykro. Zrozumiałam i myślę, że tak jak ona jak blisko mamy do siebie, i że zawsze możemy się odwiedzić bez względu na porę dnia. Wspiera mnie, widzę i czuje. Bardzo mi brakowało takiego kontaktu bo mój tata tak jak trzy tygodnie temu zaproponował spotkanie tak się nie odbyło do dziś. Strasznie mnie to irytuje, że można mieć własne dziecko tak mocno w dupie. Tu niestety już chyba nic się nie zmieni. Cóż...

Rozmowa zbiegła na temat diety i powszechnego dbania o siebie. Ten temat od zawsze był w rodzinnym domu na porządku dziennym. Ale z racji tego, że zawsze byłam szczupła nigdy nie zwracałam na to uwagi. Teraz kiedy ważę i wyglądam nie tak jak powinnam to UWAGA! Zawalczę o zdrowszą siebie o piękną "ja". I właśnie mama mi w tym pomoże. Zaproponowała wspólne ćwiczenia, zasugerowała co jeść. I uświadomiła mi przede wszystkim, że czas zleci nim się obejrzę i pokocham swoje ciało tak mocno, że już nie doprowadzę się do tak złego stanu. Po zgubieniu ok. 10 kg chce zacząć biegać. Teraz niestety nie mogę - zbyt bardzo mogłabym obciążyć stawy, ale będę biegać. Jestem tego pewna. Do końca roku chce ćwiczyć z Ewą i Mel B. Tym razem wygram tą walkę bo nie będę sama i za rok, stanę obok niej dziękując jej za to, że to ona mi pomogła i to dzięki niej jestem tu gdzie jestem. Do wakacji chce schudnąć te 15-20 kg. Uda mi się, bo tendencję  do tycia mam zarówno jak i do chudnięcia. Więc silnej woli pod dostatkiem i motywacja też jest ogromna. Szukam także dziewczyn które jak ja mają coś do zrzucenia i chcą ćwiczyć chociażby przez Skype'a. Zobaczycie, że brak silnej woli to jedyny czynnik który może przeszkodzić w dążeniu do naszego celu! Tak więc głowa do góry!

W wakacje chcę usunąć laserowo rozstępy z bioder i popracować nad cellulitem który zgromadził się w potwornych ilościach w okolicy pośladków i ud. Masakra!! Nigdy więcej.

Czas się obudzić. Nowe rzęsy czy torebka od Chanel nie uczynią mojego ciała lepszym. Ale za jakiś czas sukienka od Jemioła może leżeć tak jak zawsze sobie marzyłam.

 

Do niedługo!

Śledźcie także nasz fanpage na Facebook. Warto, zapowiada się konkurs .

ONA

sobota, 24 września 2016

NIESPEŁNIONE MARZENIE

Post post post.. O czym tym razem? Szukam inspiracji. Właśnie siedzę w kawiarni która jest dla mnie pewnego rodzaju odskocznią i czuje się w niej jak w domu. Mowa tu o Czika Caffe. Nowo otwarta w sercu Pruszcza Gdańskiego koło Gdańska. Miejsce przepiękne. Fakt, że miejsce samo w sobie miesiąc temu powstała, a nie oszukujmy się - kto z Was wie gdzie jest Pruszcz? No właśnie. Ciężko jest rozpromować takie miejsce. A zasługuje ono na zainteresowanie i zwrócenie uwagi. Wnętrze urządzone ze smakiem w stonowanych kolorach szarości i granatu. Na tapicerowanych fotelach i kanapach są ręcznie szyte poduszki z logo kawiarni. Petarda Bardzo nowocześnie z czarnymi i drewnianymi meblami. Pierwszy raz przyszłam tu w zasadzie przypadkiem. Byłam akurat coś załatwić a niestety nigdzie indziej nie było miejsca. Zakochać można się już z ulicy. Wstąpiłam na świeżą bułkę i smoothie Czerwone Rozbudzenie. Dostałam w pierwszej kolejności smoothie z którym się pokochaliśmy! Banan z sokiem ananasowym, malinami i musem truskawkowym to istne niebo w gębie. Dosłownie. Kanapkę którą dostałam na ciepło tylko podsyciła moje podniebienie. Niebo w gębie! Wracam tu dosyć często, ponieważ z mojej małej wioski nie ma takich miejsc. Bynajmniej nie było aż to tej chwili. Właśnie jestem tu po raz kolejny pisząc tego posta i jestem wierna mojemu smoothie z sernikiem Raffaello. Ponadto kawa którą podaje przemiła Pani Ania jest palona regionalnie. Kolejny plus.. Warto było by zwrócić na to miejsce uwagę, tak więc jeśli będziecie kiedykolwiek nad morzem lub w jego okolicach, koniecznie wstąpcie. Czika Caffe, to miejsce gdzie kawę parzą od serca podając pyszne, domowe wypieki. Zdecydowanie 10/10.

Chyba wypada mi też powiedzieć o moim kolejnym poddaniu się. Zaczęłam pracę tak szybko jak ją skończyłam. Niestety. Strach wziął górę. Nieznajomość branży i podświadomość tego, że zaraz mnie ktoś spotka. Może po kolei. Część z Was pewnie wie bo czytało (mam nadzieję :) ), że miałam podjąć nową pracę na lepszym stanowisku za lepsze pieniądze. Otóż nie wszystko poszło po mojej myśli i niestety początki miałam zacząć od najniższego szczebla. Teraz kiedy na to patrzę z perspektywy czasu to chyba nie miałoby to znaczenia czy zaczęłabym od najniższego czy najwyższego stanowiska. Śmiem twierdzić że spożywczy nie jest dla mnie. Tak, mowa tu o Lidlu. Po 2 godzinach się poddałam z łzami cieknącymi po policzkach. To ciężka i fizyczna praca. Nie sądziłam, że aż tak. Wypieki, zgniłe warzywa i samo tempo jakie praca narzuca mnie przeraża. Plus dodatkowo to, co powiedzą inni. Typowa kobieta zza biurka, studiująca prawo w Lidlu? Nie potrafię o tym nie myśleć. No niestety. Słowa przyjaciół, znajomych, nie myśl o tym, nie poddawaj się. To tak nie działa. Dla kogoś kto jest "korposzczurem" albo pracował już w handlu ale nie spożywczym, praca w takim sklepie to samobójstwo. Jedyne czego nie mogę sobie zarzucić to to, że wiem, że próbowałam. Starałam się , no nie wyszło. I nic z tym nie zrobię choćbym nie wiem jak się starała. I tyle..

Za tydzień już mam szkołę, więc będę miała się czym zająć ale za to też muszę mieć za co zapłacić, więc szukam pracy. Intensywnie. Zobaczymy co z tego wyjdzie.. Trzymajcie kciuki. Bo powoli tracę wiarę w siebie. Dzisiaj od 7 jestem na nogach bo wzięło mnie na poranny spacer. Zdałam sobie sprawę, że gdyby nie pewna przykra sytuacja w Pandorze - dalej bym tam pracowała. I chciała pracować. Praca marzeń, dopóki ktoś Ci ich po prostu nie zabierze. Spełniałam się zawodowo, dobrze mi szło, i niestety, podjęto taką a nie inną sytuacje. Od tamtej pory ciułam się od kąta w kąt szukając własnego miejsca. I prawda jest taka, że wystarczy jedna osoba aby zniszczyć wszystko, całe Twoje marzenia w 5 minut. To absurd. Ale realny. Niestety. Puentą na dziś jest to aby nigdy się nie poddawać, walczyć o swoje, do swojego dążyć, i się realizować. Dla samego siebie. Nie dla mamy, taty, męża. Dla siebie.

Miłego weekendu,

Ona

piątek, 16 września 2016

KOLEJNE MARZENIE

W moim przypadku mieć marzenia to jak nie mieć nic. Byłam właśnie w szkole językowej. Tak to jest własnie kolejne z nich. Język. Zawsze lubiłam się uczyć angielskiego. W szkole miałam dwa: angielski i niemiecki. Ten drugi nie za bardzo mi podchodził. Nie przykładałam się, przyznaje. Ale i tak był lepszy niż matematyka. Angielskiego ucze się od przedszkola ale po skończonym liceum nauka poszła tak naprawdę w las. Przerwałam edukację. I pojawił się zastój. Ogromny. Ostatnio jak wszyscy szykowali się do sesji ja nie miałam nic. Egzaminów,testów nic. Pierwszym krokiem było kupno kursu online. Koszt niewielki: 49 zł z tego co dobrze pamiętam. Przerobiłam kilka lekcji, i co? Poszło w kąt. Większość przerobiłam. Ale wolę zajęcia z lektorem.

No i stało się, właśnie wyszłam z szkoły Empik School w centrum miasta. Napisałam test, i wynik który uzyskałam mocno mną potrząsnął żeby się wziać w garść i zrobić coś dla siebie. Kto wie, czy kiedyś ten język mi się nie przyda.

Gdyby nie to, że zaplanowałam powrót na studia to pewnie w ogóle się nie zastanawiała. Ale taki kurs to niestety nie jest tania rzecz.

Jak już dało się zauważyć wsparcie jest naprawde w rodzicach niewielkie i to tylko wtedy kiedy trzeba. Nie wiem co by zrobili gdybym ich poprosiła o taką przysługę pomocy w spełnieniu dziwnego jak dla rodzica marzenia. Nie oszkujmy się. Niektórym się wydaje, że dzieci ciągną kasę z rodziców na same pierdoły a ja bym chciała zrobić coś, co będzie miało sens - dla mnie. Nie chce siedzieć na tyłku i obserować co dalej z moim życiem. Nie chce się tułać bez sensu po sklepach, wydając kasę na głupoty tylko mieć na tyle zajęty czas żeby nie mieć do tego głowy.

Z drugiej też strony czy nie biorę na siebie za dużo? Szkoła, praca, dom, wolontariat (o tym za chwile) i kurs? Nie ma co się łudzić, że nauka wejdzie sama w te kilka miesięcy. Nawet do języka trzeba przysiąść. Ale 120 h spotkań z lektorem może być najmądrzejszą i najbardziej przydatną decyzją jaką podjełam przez ostatnie 20 pare lat.

Jeśli chodzi o wolontariat to tak, chciałabym być taką pomocną osobą w schronisku dla zwierząt. Ostatanio zbierałam karmę i inne rzeczy które mogą się tam przydać, w zamian za oferowane przeze mnie meble na stronach internetowych. Wczoraj pojechałam też to im tam zawieść, i wiecie co? Spłakałam się jak bóbr. Serio.. Dawno nie miałam tylu przemyśleń i refleksji na temat krzywdy wyrządzanej zwierzętom. Większość z nich miała przypięte do klatki krótki opis i historię trafienia do schroniska. Widziałam dziesiątki oczu i merdających ogonów które były przepełnione bólem, ale i nadzieją, że być może teraz ktoś je stąd zabierze. Chciałabym każdego z nich poznać, i o każdego zabrać. Warto! Akcje promujące to #niekupujadoptuj są najlepszą rzeczą jaką widziałam i o jakiej słyszałam. Może to dziwnie, że los zwierząt bardziej wywołuje we mnie emocje niż ludzka krzywda. Nie wiem. Może jestem inna..

Pewnie się zastanawiacie skąd nagle tyle zmian i poważnych decyzji. Z nikąd. Nie podjełam tych decyzji pochopnie. Każdą z nich przmyślałam rozsądnie. Wszystkie spisałam w dreamdiary, i powoli będę dążyć do celu. Warto się nastawić na sukces i przede wszystkim na siebie!

Polecam każdemu stworzyć taki notes!

Ściskam,

- ONA

niedziela, 11 września 2016

Z PAMIĘTNIKA STRUDZONEJ NARZECZONEJ

Mając te kilka dni wolnego przed rozpoczęciem nowej pracy ciągle myślę o tym, co codziennie mnie otacza i przynosi nowe pytania, na które chciałabym znać odpowiedź.

Pewnie niejednokrotnie mieliście tak, ze wydawało się Wam: znowu jestem ja i reszta świata, chyba nawet gdybym umarła nikt by nie zauważył. Z czasem może się Wam wydawać jak bardzo toksycznymi ludźmi się otaczacie. Chcecie to zmienić, ale po co? Prędzej czy później sprawy same się rozwiążą. Błąd.

Analizując to co ostatnio toczy mnie i moich bliskich kolejny raz mnie przerasta i zaskakuje. Ale do rzeczy.

Odkąd złożyłam wymówienie w pracy mam wrażenie, ze bardzo dużo rzeczy mnie irytuje i zbyt dużo jest takich które są złe lub wywołują negatywne emocje. Z natury jestem taka, ze kiedy coś mnie gnębi przenoszę swoje frustracje na związek i życie domowe.
Aktualnie jestem bezrobotna. 02.09 skończyło się wypowiedzenie i moja kariera w salonie odzieżowym dobiegła końca. Bardzo długo się zastanawiałam czy to dobra decyzja ale przechodząc do sklepu uwaga: SPOŻYWCZEGO mam szanse na rozwój i są to inne pieniądze. Ponadto praca jest pod samym nosem wiec do pracy pieszo mam 3-4 minuty. Wiec w czym rzecz? A w tym, ze mówiąc wprost boje się opinii. Mdli mnie na sama myśl o krytyce, a wiem, ze jej nie uniknę.. "Patrz kto tu pracuje, ta to nic nie osiągnie chyba już" itp.. Prace mam zacząć 19.09 wiec czasu coraz mniej..

Ostatnio sama przed sobą się przyłapałam na tym, ze nie mam marzeń. Oprócz tego, ze chciałabym schudnąć a co chwile popełniam falstart, nie mam nic. Kupiłam sobie wobec tego notes, który przerobię na mój dreamdiary. Tak go sobie nazwałam. Przyrzekłam sobie, ze od tej pory będę piąć się do tego aby je spełnić. O dziwo, może Was to zdziwi ale nie chce willi z basenem i tony kasy (choć taka zawsze się przydaje, aby spełnić chociażby te inne marzenia). Są to proste rzeczy które obiecałam sobie zrealizować. Pierwszym z nich powrót na studia. Wiem, ze to ciężka praca. Ale bardzo chciałabym zacząć i skończyć. Wiem tez, ze będę miała chwile słabości i może to zabrzmi paradoksalnie ale pisanie bloga tu do Was a czasami i do siebie samej ma mi trochę pomoc. Mimo, ze trafiłam na faceta kochającego i starającego się dbać o to, aby nam nic nie brakowało to są rzeczy które okropnie mi przeszkadzają, a raczej takie których mi brakuje.

Często jest tak, jak teraz. Cóż wyprowadziłam się wiec mam za swoje. Z moja mama tak jak czytacie w innych postach nigdy nie jest przyjacielsko i rodzinnie, z pewnością nie na dłuższa metę. Szkoda, bo zawsze marzyłam o takiej przyjaźni i momentami odnoszę wrażenie ze dalej się łudzę, ze dalej walczę o ta relacje. Mój tata może i nie odwrócił się w momencie wyprowadzki, ale oprócz pomocy finansowej wyproszonej nie mogłam oczekiwać na nic innego. I teraz kiedy po roku ciszy z obojga stron mamy szanse to zmienić to jego nie ma. Strasznie  wkurwiające jest to, ze rodzice - najbliżsi Ci ludzie maja Cię totalnie w dupie i w ogóle im to nie przeszkadza. Zdana sama na siebie. I tak od 4 lat..

Kiedy już stwierdzam: dobra. Są jacy są, przecież mam jeszcze przyjaciół. HA HA HA. Tym, którzy maja kogoś takiego: zazdroszczę - szczerze. U mnie niestety zawsze ma to drugie dno, i zazwyczaj  zostaje sama lub jest to tzw.  przyjaźń jednostronna. Przerabiałam to już kilka, kilkanaście razy. Zawsze chciałam mieć kogoś kto stanie w moich drzwiach i powie: miałam ciężki dzień, zjedzmy lody i obejrzyjmy coś bez sensu. Kogoś kto przepłacze ze mną swoje i moje problemy. Mam wrażenie, ze dzisiejsza definicja przyjaźni jest czymś nie wyjaśnionym i niezrozumianym. I tak jak w poprzednim przypadku: zdana sama na siebie i swój telefon/tablet/komputer.

To są właśnie zdarzenia które przybijają mnie na tyle, ze sama ze sobą nie wytrzymuje. Potrzebuje rozmów. Nie jednej, nie dwóch. I tego właśnie u nas nie ma. Nie wiem z czego to wynika. To tylko facet, wiem. A ja jestem tylko kobietą. I to właśnie ten problem. Ze mój facet ma mentalność nastolatka wtedy kiedy potrzeba kogoś dojrzałego, niestety.


Tak wiec recepta na dziś: sklep, czekolada (ostatnia szansa- bo jutro podejście dieta porażka milionowy), jakiś drink. I seria filmów które wypuszczają moje łzy na wolność.

Dobrego wieczoru,
- ONA

piątek, 2 września 2016

WYJAZD NA KASZUBY

Witajcie,

Dzisiejszy post poświęcimy na zdjęcia naszych pięknych, polskich Kaszub. Wybraliśmy się na krótki urlop w serce Kaszub. W tym roku, ani czas, ani okoliczności nie są sprzyjające na tyle aby zorganizować coś na dłuższy pobyt gdziekolwiek. W zasadzie to był to wyjazd niespodzianka z dnia na dzień. Od tak, na trzy dni. Jako, że każde z nas ma po weekendzie zobowiązania był to ostatni moment na złapanie oddechu, chociaż na chwilę. Żeby też nie przesadzać z odległością od domu wybraliśmy Wąglikowice. Mała wieś ok 10 km. koło Kościerzyny. Gdybym tu nie przyjechała to nie wierzyłabym, że tak blisko mamy tak pięknie. Cała droga w zasadzie od domu do samego hotelu była malownicza a, że pogoda sprzyjała jeszcze przyjemniej było na to patrzeć.

Hotel w którym mieliśmy spać to Oaza Kaszubska (klik) w Wąglikowicach. Hotel z pokojami, restauracją oraz jednym sklepem na całą mieścinę. Marzenie. Takie widoki jak pola z wykopkami, konie, kury a nawet zwykli rolnicy sprawiali, że naprawdę dało się polubić nawet taką WIEŚ. Ale po kolei..

W drodze na miejsce na obiad zatrzymaliśmy się w Kościerzynie. Restauracja i pizzeria Stary Browar (klik) która ma fenomenalne pierogi z łososiem! Farsz idealnie doprawiony rozpływał się w ustach. Moja druga połówka zamówiła pizzę POLO z kurczakiem i kukurydzą. Była smaczna, ale w naszym założeniu ciasta powinno być nieco więcej tak samo jak i kurczaka. Obsługa pizzerii pomocna, uśmiechnięta :)  Placówka ma w ofercie również hotel o bardzo przyzwoitych pokojach z basenem i innymi atrakcjami. Całość oceniamy na 8.5/10

Kiedy już się zameldowaliśmy w Oazie nie przeczę, hotel z zewnątrz nie zrobił dobrego wrażenia. Aczkolwiek byłam tego świadoma czytając komentarze na TripAdvisor. Zostawiliśmy rzeczy, szybko się przebraliśmy w coś luźniejszego i poszliśmy zwiedzić okolice. W pobliżu był jeden sklep łąka i lasy.. Idealnie! Wiem, że trafiłam do raju. Krótko.. To prawda. Ale jednak można było chwilkę zaczerpnąć świeżego powietrza i nacieszyć oko kaszubskim krajobrazem. Pocykaliśmy trochę zdjęć i wróciliśmy do pokoju.

Hotel jest dość nowym obiektem więc pokoje są czyste i nowoczesne. Nie jest to hotel 5*, ale schludny i zadbany. Jedynym mankamentem był nieprzyjemny zapach z łazienki podchodzący pod wilgoć.

Rano śniadanie było smaczne. Podawane na każdym stole oferując przy tym kilka rodzajów wędlin, sera, warzyw, owoców. Do tego można było zamówić kawę oraz herbatę. Na ciepło podano parówki.
Z opinii wyczytałam także, że w restauracji warto zjeść pierogi z kurkami. Ale to później.

Po dość obfitym śniadaniu, poszliśmy nad jezioro. Najlepszy i najprzyjemniejszy moment podczas całego pobytu. Kiedy wyłoniliśmy się zza drzew, oboje dostrzegliśmy jezioro do którego się zbliżaliśmy. Widok który zapamiętamy na długo. Okolica przepiękna, naturę można było podziwiać bez końca. Na długo zapamiętam ten widok. W połączeniu z ostatnimi podrygami letniego słońca tworzyło krajobraz idealny. Na ten pobyt zabrałam ze sobą też książkę 4 pustynie Daniela Lewczuka którą czyta się jednym tchem.. I dzięki której odzyskujemy wiarę w siebie razem z bohaterem i razem  z nim odnosimy sukcesy na najbardziej wietrznych pustyniach. Polecam wszystkim którzy potrzebują motywacji. Tym, którzy myślą, że ostatnio nic im nie wychodzi i się poddają. Przeczytajcie ją, szczerze polecam!

Teraz kiedy siedze i tworze posta próbuje wybrać zdjęcia.. Są też i takie prywatne. I wiecie co? Wstyd się przyznać, ale znowu dopadł mnie dół. Nie mam zdjęcia na którym wyszłabym ładnie. Przytyłam ponad 20 kg i nie mogę na siebie patrzeć. Patrze na tego mojego przyszłego męża i się zastanawiam dlaczego ja.. Tak bardzo chciałabym schudnąć. Chciałabym wyglądać tak, żeby mnie pożerał wzrokiem. Ale skoro ja sama mam do siebie obrzydzenie to co dopiero on. Obiecałam sobie co prawda razem z nim, że powalczymy z moim ciałem. Że schudnę. Chciałabym się nie poddać. Tu książka Daniela bardzo mi pomogła na to trochę trzeźwiej spojrzeć. Nie tylko mi cos może nie wyjść. Nie tylko ja miewam słabości. Ale tylko ja mogę nauczyć się z nimi walczyć. I zawalczyć przede wszystkim o siebie. I chciałabym mieć oparcie, wsparcie na dłużej niż tydzień, czy dwa. Obiecuje Wam, że w wakacje dodam swoje zdjęcie w bikini przed i po.  Będę walczyć. Pojade jutro po mój notes marzeń i w nim stworzę listę tego co jestem w stanie spełnić. W poniedziałek zaczynamy, walczyć i robić coś z sobą. Uda się. Razem możemy wszystko. Wiem, że to czytasz kochanie. I wiedz, że Twoje słowa motywujące i krytyka jest wskazana. Bądź przy mnie w tym czasie, na stałe... Nie na chwile. Wiesz co robić, żeby było dobrze. Wiem to. Dajmy radę temu a zdobędziemy cały świat!!

Zostawiam Was, ze zdjęciami.

Narzeczona